piątek, 12 kwietnia 2013

I zaczęły się schody

7/04/2013

Czy ktoś z komentujących już może wspominał, że lubi historie prowadzące po nitce do kłębka? Bo ja lubię, szczególnie jak tych nitek jest więcej niż jedna, bo wtedy opowieść staje się “wielonitkowa” i zamiast banalnego kłębka powstaje zwarta tkanina a nawet barwny, pełen zawijasów literacki Arras. 
Ten wyjazd, jak i kilka poprzednich, znowu jest "wielonitkowy". Prowadzi do celu, którym tym razem jest przełamanie impasu i wgryzienie się wreszcie do wnętrza wieży, oczyszczenie z gruzu i zbudowanie kolejnych przęseł rusztowania niezbędnych do wzmocnienia konstrukcji wieżyczki i przekrycie jej nowym dachem. 
Jedna z nitek tego dzieła to opisywana wczoraj walka z Hedera Helix, który muszę częściowo usunąć, żeby ratować spękane mury.
Dzisiaj ten wątek na jakiś czas zamykam takim oto piccola finale:




Ta maź w miejscach cięć to dendromal. Środek zabezpieczający rany cięte, kłute i wszelkie inne po ciosach zadanych w walce.




Prace, rozpoczęte jeszcze wczoraj, dzisiaj wreszcie dały jakiś wizualny efekt. Spod gruzowiska stropów piwnicy i parteru gęsto porośniętego pokrzywami wyłonił się etap prac, których jak sądzę, raczej na pewno nie uda się zakończyć jeszcze tym razem - oczyszczenie wnętrza wieży.


  
Zaczęły się schody. 
Schody których dotąd jeszcze nigdy nie widziałem;) Jeden po drugim niemal wykuwałem je na nowo z bryły zmarzliny gruzu. Wnętrze wieży przez grubość swoich murów, ich wysokość i praktycznie brak dostępu światła dziennego do wewnątrz stwarza warunki zbliżone do panujących w tradycyjnych ziemiankach. Przechowywany w nich np lud może przetrwać nawet do kolejnej zimy. Stąd moja zawziętość w realizacji podjętej decyzji. Nie wiem, czy odkładanie oczyszczania wnętrza na kolejny raz nie będzie tylko marnotrawieniem natchnienia;) a kuć w lodzie będę musiał i tak. Tak czy inaczej etap zbierania się w sobie mam za sobą a lack of beginners sprawił, że schody już mam. Są wykonane z cegły suszonej, zachowały się całkiem nieźle tak więc posłużą jeszcze dobrych parę lat. 
A tak jeszcze a propos tego gruzu to muszę dodać, że nie mogłem już patrzeć na to rumowisko. Zaczęło to wpływać niebezpiecznie na morale jednoosobowej chwilowo załogi od-budowy wieży.


No, i niebezpieczeństwo na chwilę zażegnane.


Temperatura powietrza gdzieś na poziomie +12 stopni Celsjusza a wewnątrz, jak widać wciąż śnieg a zwały gruzu zamarznięte są jak sorbet.




Pomimo tego udało mi się uwolnić z reumatycznego uścisku wilgotnego gruzu fragment muru południowego i pozostałości podłogi parteru. Zostawiłem też trochę na następny raz;)


2 komentarze:

  1. nie będziesz potrzebował pomocy na wakacjach?

    OdpowiedzUsuń
  2. to jestem ja, co chce tez kupic ruine i przy niej grzebac ile sil. chwilowo nie moge tego zrobic, ale chetnie pomoge Ci. miedzy 28 kwietnia a 9 maja bede w Polsce, chetnie przyjade i moge odgruzowywac, co mi tam. to nie pierwszy raz, wielu znajomych kupowalo chaty na dolnym slasku, pomagalam zbijac tynki, odkopywac studnie itd. rozne ludzie maja zboczenia, ja mam akurat takie. wyzywie sie i przespie we wlasnym zakresie. jesli pasuje, odezwij sie: katarzyna.kromer@wp.pl

    OdpowiedzUsuń