piątek, 11 grudnia 2015

nocna zmiana

11/12/2015

 statnie "ciepłe" dni wykorzystujemy do końca. Właśnie pracowaliśmy na trzecią - nocną zmianę. Stężenia gotowe. Od teraz Staruszka jest spięta w pasie, odmłodzona o kilkadziesiąt lat. I mam nadzieję, że tak na kolejne kilkaset zostanie.
Jak widać na załączonych obrazkach, nocna zmiana nie zawsze musi się źle kojarzyć. 



poniedziałek, 30 listopada 2015

Rysa na życiorysie

30/11/2015


zarno na białym widać, jak znika powoli największa rysa na życiorysie Staruszki. Rysa, która od lat ważyła na Jej życiu lub śmierci. Właśnie teraz odchodzi wolno znikając za horyzontem. Myślę, że nie tylko dla Wieży jest to chwila ogromnej ulgi, ale też wizji lepszego jutra.



...a wraz z nią znika też największa dziura w Jej pamięci i wnętrza pierwszego piętra stają się wreszcie na powrót przestrzenią coraz bardziej domkniętą.


Ps.
Jutro rozpoczynamy montaż stężeń stabilizujących konstrukcję na wysokości stropu nad parterem. Innymi słowy przewiązujemy staruszkę w talii w celu odmłodzenia o lat ...kilkadziesiąt.

poniedziałek, 23 listopada 2015

Świdrujemy z Oricą

20/11/2015

eraz pozostał już tylko ulubiony kierat odbudowy i wznoszenie się ku górze. Otwory w murze do montażu ściągów wzmacniających praktycznie gotowe. Ostatnie cztery z dwudziestu kilku otworów czekały na wypionowanie ściany północnej. Teraz wypionowane ściany i wszystkie pozostałe na nowo zespoimy i zakotwimy w wieńcu żelbetowym wewnątrz Wieży ( w przestrzeni między-stropowej).
Ten temat ogarnia firma z Głogowa.


Sprzęt i doświadczenie zrobiły swoje. Świdrowanie na grubość kilkudziesięciu centymetrów w pięćset letnich murach zbudowanych z eratyków i cegły przebiegło bardzo sprawnie.


Ładunki klejowe do mocowania kotew w murze dostarczyła nam firma Orica Minova Ksante z Polkowic.
Piszę wymieniając nazwę firmy czyniąc jednocześnie duży ukłon w stronę Dyrektora ds. produkcji i Prokurenta firmy, Pana Łukasza Latosa, albowiem zechciał bezinteresownie i nieodpłatnie przekazać ładunki klejowe do wzmocnienia murów Staruszki w ramach idei ratowania zabytków. Za ten bardzo hojny gest raz jeszcze serdecznie, Panie Łukaszu bardzo dziękuje!
Chciałbym podziękować również Kierownikowi produkcji, Panu Przemysławowi Zaucha z Orica za czas, który zechciał poświęcić, żeby wprowadzić mnie w arkana techniczne montażu tych, bardzo cennych dla mnie ładunków.


Temat ściągów powinniśmy mieć za sobą do końca listopada.
To chyba będzie jeden z ostatnich podrygów w tym roku, oczywiście poza aktualizacją tematu odbudowy narożnika, który nabiera coraz większych rumieńców.

wtorek, 10 listopada 2015

śruby, nakrętki i tirfor linowy

09/11/2015

ciana północna wróciła do pionu!
Udało się i Staruszce i nam.
Temat był gruby, jak to w komentarzu określił "sąsiad".
Może właśnie dlatego, że to rzeczywiście była, cyt.: "zabawa z setkami ton". 
Teraz odetchnąłem wreszcie z ulgą, bo najgrubszy, jak sądzę, temat odbudowy zakończył się pozytywnie i ściana północna znowu jest na swoim miejscu.
W całej akcji najważniejsze role zagrały jednak śruby, nakrętki, ceowniki, kantówki drewniane i jak zwykle po raz kolejny niezastąpiony - moje tegoroczne odkrycie - Tirfor linowy.





Okno ściany północnej, po blisko dwustu latach (od kiedy zostało zabudowane w 1853 roku), znów łypnęło okiem w kierunku północnym. Teraz trzeba mu dołożyć jeszcze utraconą krążynę i wszystko znowu będzie jak dawniej.




Tirfor, czyli rugcug, umocowaliśmy na dole ściany, na wysokości krążyny nad parterem. Tam odchyłka od pionu tak naprawdę się zaczynała a jednocześnie ściana była najbardziej oporna. Udało nam się go przepchnąć przez szczelinę pęknięcia tak, żeby naprężony nie uszkodził ściany a już nie daj Boże jakoś ją zdestabilizował. Rugcug, jak się okazało (po raz kolejny) radzi sobie w takich okolicznościach znacznie lepiej niż śruby. Nakrętki śrub zwyczajnie "przekręcają gwint" i nie bardzo da się cokolwiek zrobić.


Rugcug tym razem oparliśmy na przeciwległej, południowej ścianie, kotwiąc rurą stalową (z odzysku) po zewnętrznej stronie muru. 


Po wypionowaniu ściana miała tak duże naprężenia, że ceowniki zaczęły się odginać od poziomu w górę. Śruby dociągające ścianę do pionu też zaczęły się giąć. Wtedy do wszystkich rzędów ceowników (po obu stronach muru) dospawaliśmy płaskowniki stalowe i to usztywniło układ pionujący na czas kotwienia wypionowanej ściany i przemurowania pęknięcia. To był moment krytyczny pionowania po którym zrobiło się już znacznie spokojniej.

 
Tak to pokrótce korzystając z bardzo skromnego zaplecza technicznego udało się spełnić moje tegoroczne marzenie.


Teraz, cała reszta prac związana z odbudową, to tylko kwestia czasu i ciężkiej roboty w kieracie odbudowy;) 
Być może następnym razem uda się zrobić już wszystko;)



czwartek, 5 listopada 2015

piony i poziomy


05/11/2015

ypychałem ile się dało daleko w podświadomość, gdzieś na drugą linię frontu całe to pionowanie ściany północnej. Od początku czułem jakiś przytłaczający lęk przed pionowaniem tej ściany. Zwyczajnie bałem się tego totalnego przedsięwzięcia. Uda, albo się zawali. Szanse są równe: fifty-fifty. No i nie da się już tego odwlekać w nieskończoność. Jakiś tydzień temu rozpoczęliśmy przygotowania do pionowania. Stanęło rusztowanie, wykonaliśmy niezbędne prace rozbiórkowe, oczyściliśmy szczelinę pęknięcia i zamontowaliśmy ceowniki stalowe na podbudowie z kantówek drewnianych.
Tak naprawdę to ten lęk, prześladował mnie od czterech lat.
Od zawsze ta ściana wydawała mi się być nie do zdobycia.
Tu zdjęcie sprzed czterech lat zimą, w dniu kiedy uświadomiłem sobie, żem człek szalony i kupiłem Staruszkę w takim właśnie stanie:



Myślałem, że tylko zimą jakoś tak strasznie to wygląda, ale latem w następnym roku nie było jakoś specjalnie lepiej:


Kiedy po prostu zacząłem grzebać, kamień po kamieniu, to rozwiązania same zaczęły się nasuwać.
Teraz jestem na etapie tuż przed pionowaniem, ściana jest zabezpieczona, od jutra zaczynamy ciągnąć ścianę północną w kierunku na południe;)







Teraz widzę! Jest promyk nadziei:)


piątek, 23 października 2015

tekst pełen napięcia

21/10/2015


końcu Staruszka Wieża ma swój prąd! Czasami, gdy na coś czeka się (z różnych względów) tak długo, że aż czasem wydaje się, że to nie nastąpi już nigdy, to taka wiadomość staje się bardzo elektryzująca.



A to już przyłącze wewnętrzne w starej - nowej skrzynce rozdzielczej:


Naelektryzowani tym wydarzeniem przy świetle lampy budowlanej pracowaliśmy przy odbudowie kolejnej krążyny i jednego z okien pierwszego piętra do późnych godzin wieczornych.


poniedziałek, 12 października 2015

Hocki-klocki o pogodzie

12/10/2015 

inął kolejny międzyczas budowlanej walki wręcz o ponowny renesans dla Staruszki Wieży. Jej wiek sędziwy, więc chwieje się w tę i we wte z lekka od czasu do czasu. 


Liczę jednak, że to już bardziej Jej rześkie podskoki niż kolejne utyskiwania na trudny swój los.
Szkoda tylko, że pogoda zmienna taka, ...jak pogoda. 

Na mrozy byłem jakoś tam przygotowany. Na ten czas zaplanowałem rozgrzewkę z pionowaniem ściany północnej. Ale nadciągają jakieś totalne deszcze albo kolejna mrzonka o nich. Oby, choć tym razem chyba coś jest na rzeczy, bo ma padać prawie tydzień. Ciężko się będzie pogodzie wyłgać z czegoś takiego. Nie tym razem. Tym razem chyba jednak nas ochlapie

Poza tym sprawa pionowania ściany północnej miała jednak nastąpić po wymurowaniu zachodniej na odpowiednią wysokość, żeby można było uwolnić linę stalową i przede wszystkim tirfor, który od dłuższego czasu skutecznie odciąga uwagę ściany zachodniej od tego, co dzieje się w środku wieży;).





 
W oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji jutro rozpoczynają się pierwsze przewierty przez mury kotwiące ściany z wieńcem, którego odlew nieco zaczyna się opóźniać, ale Staruszka czekała jakieś 50 lat, to może poczeka jeszcze chwilę.
Ostatnio zauważyłem, że w swoich nadziejach jest znacznie mniej niecierpliwa ode mnie.


A pogoda dzisiaj przez cały dzień była mniej więcej taka:

 Walka o ogień, coby nie zamarznąć!

poniedziałek, 5 października 2015

Od zmierzchu do świtu

05/10/2015

statnio właściwie tylko od zmierzchu do świtu nie pracujemy w Dalkowie. Poza sobotami i niedzielami oczywiście, kiedy to budowa jest zamknięta. Trzeba mieć w końcu też kiedy odpocząć, żeby po każdym weekendzie móc znów zacząć walkę z zaniedbaniami (jak to ładnie ujął ostatnio Grzegorz) społeczno - systemowymi. Muszę przyznać, że jestem zmęczony i tak,. jak w latach poprzednich z niecierpliwością raz w miesiącu jechałem dać sobie w kość w Dalkowie, tak teraz entuzjazm w ostatnim czasie trochę opadł. Na pewno na tyle, żeby nie mieć już niemalże na nic sił poza tym kieratem. Pocieszam się, że już wkrótce zima i wtedy odpocznę tak naprawdę. Przynajmniej od pracy fizycznej.
Ostatnimi czasy wracam do domu widząc taki mniej więcej obrazek:


A w tak zwanym międzyczasie dzieje się tyle w sprawie odbudowy krążyny, że postępy wyglądają mniej więcej tak:


To co właściwie po niej pozostało, to kikuty sterczące (przy odrobinie szczęścia) na kilkanaście centymetrów ze ściany, w której to powinny jednak porządnie siedzieć.


Żeby uzyskać taki efekt, jak wyżej, trzeba, ze względu na słabe w tym miejscu mury, traktować Staruszkę delikatnie.
Cała akcja kotwienia nowych cegieł w miejscu starych, wyrwanych i poszczerbionych wygląda mniej więcej jak wizyta w gabinecie dentystycznym. Z tym, że ten pacjent, jak go zaboli, może porządnie oddać. 
Taki gruby mur w tym miejscu ma akurat, po wyciągnięciu cegły do wymiany, mniej niż 20 cm grubości:


...a nad nim, wyglądający, jak dziecko dr'a Jekyll'a słup połatany, popodciągany i podparty w kilku miejscach słup ze ścianą.


Ta część zabawy w odbudowę, jak się okazało właśnie teraz, nagle przestała być zabawna. Dużo czasu zajęła mi wymiana kikutów tych kilkunastu newralgicznych cegieł amputowanych przed laty, kiedy to  sklepienia wraz z dachem "na plecach" zawaliły się do piwnicy.



Ukierunkowanie w pracy musi być. Jak widać, pnę się po kolejnych szczeblach  w górę na miejsce pracy, czyli prawidłowo i zgodnie z nurtem;)


Wymiana niektórych cegieł, kończyła się czasami tak, jak na załączonym obrazku, a więc szlifowaniem jej z każdej niemal strony, żeby pasowała do szczeliny po mozolnie wydłubanej pozostałości po poprzedniczce. Teraz doceniłem prawdziwe dobrodziejstwo techniki - szlifierkę kątową, która zaoszczędziła mi wiele godzin czasu pracy.



Co drugą warstwę cegieł pakowałem pręt zbrojeniowy, żeby wzmocnić okrężynę przed czekającym ją wysiłkiem dźwigania murowanego słupa, który niebawem, po liftingu i rozebraniu podpór spod canoe, będzie się na niej opierał.





Zagrożenie wydaje się być na tym etapie zażegnane. Kolejny ciężki moment będzie dopiero, jak zaczniemy szyć pęknięcia muru od strony zewnętrznej.


Praca wróciła na nieco spokojniejsze tory.
A tu mur i warsztat na wysokości w marsjańskim pyle poszlifierkowym.


I ostatnia prosta a raczej łuk zamykający krążynę od drugiej strony:




Tu krążyna i mur od strony zewnętrznej podczas wznoszenia:





I jeszcze kropka nad "i":




Ufff, another happy landing





Zarówno zmierzch jak i świt są wyjątkowo piękne jesienią. To chyba jedyna zaleta (jak dla mnie, człowieka sowy) tak wczesnego, codziennego wstawania;)